Po zwycięskiej operacji Cracovia czas na operację Lech Poznań - mówią wszyscy w Stargardzie Szczecińskim. Środowy półfinał Pucharu Polski to najważniejsze wydarzenie w 70-letniej historii klubu Błękitni.
Jak ważny to mecz dla miasta, świadczyć może fakt, że wszystkie bilety zostały sprzedane w ciągu trzech godzin. Niestety, stadion w Stargardzie może pomieścić na tym meczu ledwie 2,8 tys. widzów (spotkanie zostało zakwalifikowane jako mecz podwyższonego ryzyka). Klub wydał prawie setkę akredytacji dla dziennikarzy i fotoreporterów.
O randze Pucharu Polski dla zawodników i sztabu trenerskiego przekonuje to, że po raz kolejny tuż przed meczem pucharowym w spotkaniu drugoligowym drużyna wystąpiła w rezerwowym składzie. Tak samo było przed ćwierćfinałowym rewanżem w Krakowie. Wówczas w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec zagrał "słabszy" zespół Błękitnych. - Nie wyobrażam sobie nie zrobić wszystkiego, co możliwe, by mieć najważniejszych zawodników wypoczętych i w pełni gotowych do gry. W meczu z Puszczą Niepołomice nie grało od pierwszego gwizdka ośmiu piłkarzy, którzy wyjdą na boisko przeciwko Lechowi - stwierdził Krzysztof Kapuściński, trener drugoligowca, dodając, że w grze swych piłkarzy widział, że bardziej są myślami na meczu z Lechem, niż rywalizują z Puszczą.
Zmartwieniem szkoleniowca będzie brak zawodników, którzy w dużej mierze przyczynili się do ogrania Cracovii. Bartosz Flis, który w rewanżu strzelił gola na 2:0, pieczętując zwycięstwo i awans, wcześniej zarobił żółtą kartkę, która wyklucza go z udziału w środowej potyczce. Natomiast Bartłomiej Zdunek narzeka na kłopoty z łydką. Wprawdzie nie jest piłkarzem, który wychodził w pierwszej jedenastce, ale jest doskonałym jokerem - w meczach z Cracovią zaliczył dwie asysty.
Stargardzki szkoleniowiec od kilku dni wbija w głowę swym podopiecznym, że najważniejszym elementem konfrontacji z faworyzowanymi poznaniakami będzie koncentracja od pierwszej do ostatniej minuty. - Widziałem rywalizację Znicza Pruszków z nimi. Do 50. minuty wszystko wyglądało dobrze dla Znicza. Potem, jak się za bardzo odsłonili, zostali skarceni. Nie wolno nam popełnić takiego błędu - powiedział Kapuściński.
Trener stargardzkiego zespołu ma w swoim piłkarskim życiorysie przygodę z Maciejem Skorżą, trenerem Kolejorza. - Gdy zaczynałem swą juniorską przygodę w Amice Wronki, Skorża trenował juniorów młodszych. Złapałem kontuzję więzadeł krzyżowych, która na półtora roku mnie wyłączyła z gry. Kiedy wróciłem do zdrowia, Skorża już trenował juniorów. Dla mnie zabrakło miejsca w jego drużynie. Nie mam mu jednak za złe tej decyzji. Po tak długiej przerwie miałem spore zaległości, koledzy z mojego rocznika "uciekli" mi sporo. Zresztą takie jest zadanie trenera. Teraz ja też muszę niekiedy podejmować takie decyzje jak wówczas Skorża wobec mnie - podkreślił Kapuściński.
Po wyeliminowaniu Cracovii i awansie do półfinału zarząd klubu został zaproszony przez prezydenta miasta Sławomira Pajora. Rozmowy o nagrodach jeszcze nie było. - Dla nas nagrodą jest szansa rywalizacji z Lechem o stawkę, bo dotychczas mogliśmy tylko marzyć, by zagrać z nimi chociażby sparing. Poza tym to nie czas na dyskusję o premiach. Przecież my ciągle gramy w tych rozgrywkach. Wprawdzie murowanym faworytem są poznaniacy, ale Cracovia też była, a
wygraliśmy z nią dwukrotnie - zauważył Kapuściński.
Radości z szansy gry w półfinałach PP nie ukrywał też Robert Gajda, najstarszy zawodnik w składzie stargardzian. - Na tak dużym stadionie nigdy nie zagrałem. Wprawdzie kiedyś, gdy na rok opuściłem Stargard, by grać w Unii Janikowo, graliśmy sparing na Bułgarskiej, ale wówczas stadion był w przebudowie, a trybuny puste. I pewnie na większym stadionie nie zagram, bo mam już 37 lat i raczej jest to końcówka mojej kariery zawodniczej. No, chyba że w finale w Warszawie - stwierdził Gajda.
Pomocnik Błękitnych przy okazji ostro skomentował opinie Bartosza Kapustki, zawodnika Cracovii, który po przegranym rewanżu z Błękitnym powiedział przed telewizyjną kamerą, że w półfinale Lech "przejedzie się" po Błękitnych. - Kapustka niech lepiej skupi się na treningach, by być lepszym piłkarzem. Zwłaszcza mówię tu o środowym treningu, który będzie miał, w czasie gdy my będziemy grali w półfinale Pucharu Polski. Wówczas Cracovia będzie trenowała, bo na półfinał nie zasłużyła - odgryzł się piłkarz ze Stargardu.
Zmartwieniem szkoleniowca będzie brak zawodników, którzy w dużej mierze przyczynili się do ogrania Cracovii. Bartosz Flis, który w rewanżu strzelił gola na 2:0, pieczętując zwycięstwo i awans, wcześniej zarobił żółtą kartkę, która wyklucza go z udziału w środowej potyczce. Natomiast Bartłomiej Zdunek narzeka na kłopoty z łydką. Wprawdzie nie jest piłkarzem, który wychodził w pierwszej jedenastce, ale jest doskonałym jokerem - w meczach z Cracovią zaliczył dwie asysty.
Stargardzki szkoleniowiec od kilku dni wbija w głowę swym podopiecznym, że najważniejszym elementem konfrontacji z faworyzowanymi poznaniakami będzie koncentracja od pierwszej do ostatniej minuty. - Widziałem rywalizację Znicza Pruszków z nimi. Do 50. minuty wszystko wyglądało dobrze dla Znicza. Potem, jak się za bardzo odsłonili, zostali skarceni. Nie wolno nam popełnić takiego błędu - powiedział Kapuściński.
Trener stargardzkiego zespołu ma w swoim piłkarskim życiorysie przygodę z Maciejem Skorżą, trenerem Kolejorza. - Gdy zaczynałem swą juniorską przygodę w Amice Wronki, Skorża trenował juniorów młodszych. Złapałem kontuzję więzadeł krzyżowych, która na półtora roku mnie wyłączyła z gry. Kiedy wróciłem do zdrowia, Skorża już trenował juniorów. Dla mnie zabrakło miejsca w jego drużynie. Nie mam mu jednak za złe tej decyzji. Po tak długiej przerwie miałem spore zaległości, koledzy z mojego rocznika "uciekli" mi sporo. Zresztą takie jest zadanie trenera. Teraz ja też muszę niekiedy podejmować takie decyzje jak wówczas Skorża wobec mnie - podkreślił Kapuściński.
Po wyeliminowaniu Cracovii i awansie do półfinału zarząd klubu został zaproszony przez prezydenta miasta Sławomira Pajora. Rozmowy o nagrodach jeszcze nie było. - Dla nas nagrodą jest szansa rywalizacji z Lechem o stawkę, bo dotychczas mogliśmy tylko marzyć, by zagrać z nimi chociażby sparing. Poza tym to nie czas na dyskusję o premiach. Przecież my ciągle gramy w tych rozgrywkach. Wprawdzie murowanym faworytem są poznaniacy, ale Cracovia też była, a
wygraliśmy z nią dwukrotnie - zauważył Kapuściński.
Radości z szansy gry w półfinałach PP nie ukrywał też Robert Gajda, najstarszy zawodnik w składzie stargardzian. - Na tak dużym stadionie nigdy nie zagrałem. Wprawdzie kiedyś, gdy na rok opuściłem Stargard, by grać w Unii Janikowo, graliśmy sparing na Bułgarskiej, ale wówczas stadion był w przebudowie, a trybuny puste. I pewnie na większym stadionie nie zagram, bo mam już 37 lat i raczej jest to końcówka mojej kariery zawodniczej. No, chyba że w finale w Warszawie - stwierdził Gajda.
Pomocnik Błękitnych przy okazji ostro skomentował opinie Bartosza Kapustki, zawodnika Cracovii, który po przegranym rewanżu z Błękitnym powiedział przed telewizyjną kamerą, że w półfinale Lech "przejedzie się" po Błękitnych. - Kapustka niech lepiej skupi się na treningach, by być lepszym piłkarzem. Zwłaszcza mówię tu o środowym treningu, który będzie miał, w czasie gdy my będziemy grali w półfinale Pucharu Polski. Wówczas Cracovia będzie trenowała, bo na półfinał nie zasłużyła - odgryzł się piłkarz ze Stargardu.
WYNIKI
Nenhum comentário:
Postar um comentário