- Zrobiliśmy wielki krok do finału. W tym sezonie chcemy wygrać wszystko - powiedział po meczu z Podbeskidziem (4:1) obrońca Legii Jakub Rzeźniczak.
Mistrzowie Polski pokonali drużynę z Bielska-Białej 4:1 i są o krok od awansu do majowego finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym.
Obrońca Legii przyznał, że stołeczny zespół, w porównaniu z meczem przeciwko Lechowi, przeszedł przemianę. - Ciężko porównywać oba mecze, bo były zupełnie różne. Myślę, że teraz jesteśmy świadomi, że sezon wkroczył w decydującą fazę i każdy mecz trzeba grać na dwieście procent możliwości. Chcemy wygrać w tym sezonie wszystko - i mistrzostwo, i Puchar - skończył.
Puchar Polski. Wiatr w plecy Błękitnych i porażka Lecha
Lech Poznań prowadził z drugoligowym klubem Błękitni Stargard Szczeciński, ale sensacyjnie przegrał 1:3 w pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski. Błękitni stają przed szansą gry w europejskich pucharach.
Już sam awans zespołu z drugiej ligi (czyli trzeciej klasy rozgrywkowej) do półfinału Pucharu Polski był wielką niespodzianką. Błękitni wyeliminowali wcześniej m.in. Cracovię. Przyszedł czas na Lecha? - Jeżeli awansujemy, na rewanż do Poznania zostanie podstawiony specjalny pociąg - mówili ludzie zgromadzeni w zastawionej pucharami salce Błękitnych.
- Kiedy graliśmy z Cracovią, zwolniłem uczniów z lekcji. To historyczne chwile dla nas, dla miasta, chciałem, by to widzieli - opowiadał dyrektor jednej ze stargardzkich szkół.
- Kiedy graliśmy z Cracovią, zwolniłem uczniów z lekcji. To historyczne chwile dla nas, dla miasta, chciałem, by to widzieli - opowiadał dyrektor jednej ze stargardzkich szkół.
Z Lechem mecz był później, uczniowie zdążyli przybiec po szkole i wcisnąć się na zapchany stadionik. To, co zobaczyli, było prawdziwą lekcją życia i sportu, w której teoretycznie znacznie słabszy klub, przegrywający na dodatek z potężniejszym rywalem 0:1, zdołał odwrócić losy meczu i zwyciężyć.
- Czekaliśmy na to w Stargardzie 70 lat, od powstania klubu. Powiedziałem to moim piłkarzom, by zrozumieli, co się dzieje, o co walczymy i jaka jest ranga tego wydarzenia - komentował trener Błękitnych Krzysztof Kapuściński. - Ten mecz był dla nas mistrzostwem świata, tak go traktowaliśmy. Najważniejsze wydarzenie w dziejach.
Lech, który niedawno ograł Legię, jest wiceliderem ekstraklasy i walczy o mistrzostwo kraju, w Stargardzie Szczecińskim, potraktował rywali z respektem. Wystawił przeciw grającemu dwie ligi niżej rywalowi najsilniejszy możliwy skład. Wszyscy na pokład, bo Puchar Polski też jest priorytetem. A kibice Błękitnych przed meczem mówili: - Może chociaż remis. A jeśli nawet nie, to trudno. I tak daleko zaszliśmy. W końcu może się okazać, że odpadniemy dopiero z przyszłym mistrzem Polski!
Kilkadziesiąt minut później nikt w Stargardzie nie mówił "Może choć remis", teraz krzyczano: "Jeszcze jeden!". Błękitni przegrywali 0:1 już po dziewięciu minutach, gdy gola strzelił Zaur Sadajew, a jednak potrafili zebrać się i pokonać wielkiego faworyta. - Mówiłem piłkarzom, aby dotrwali do przerwy. Wtedy wiatr albo ustanie, albo powieje nam w plecy. I wszystko będzie możliwe - komentował Kapuściński.
I Lech dostał od jego graczy po przerwie trzy bramki, a mogło się skończyć wyżej, bo Błękitni zmarnowali doskonałą okazję bramkową. Lechici nie za bardzo wiedzieli, co się dzieje, a Sadajewowi puściły nerwy - wyleciał z boiska z czerwoną kartką.
Na konferencji prasowej niemal skamieniały trener Lecha Maciej Skorża nie wiedział, jak wyjaśnić wydarzenia na boisku. Wspominał o braku na treningach zawodników, którzy wyjechali grać w reprezentacjach, o tym, że nic nie funkcjonowało w jego zespole. - Mogę wymyślać różne tłumaczenia, ale żadne nie ma znaczenia. Mieliśmy pokazać, że jesteśmy lepsi i nie zrobiliśmy tego - mówił z bladą twarzą. - Jestem sportowcem, a sportowiec nie poddaje się do samego końca.
Robert Gajda, najbardziej doświadczony piłkarz Błękitnych, który pamięta jeszcze czasy wycofania się zespołu z rozgrywek i głodowania z powodu braku wypłat, pokazuje SMS, który dostał od trenera Skorży. - Chce się ze mną spotkać zaraz po meczu, żeby omówić warunki przejścia do Lecha - opowiadał.
Drugoligowiec jest na dobrej drodze do tego, by awansować do finału. - Jak przejdziemy Lecha w rewanżu, przed nami już tylko Stadion Narodowy - padali sobie w ramiona kibice i szefowie Błękitnych.
A dalej? Dalej są europejskie puchary, w których nigdy nie grała drużyna z trzeciego poziomu rozgrywek w Polsce. W 1965 roku taką szansę mieli Czarni Żagań, sensacyjny finalista Pucharu Polski z ówczesnej trzeciej ligi (przegrali finał z Górnikiem Zabrze, mistrzem Polski). Ich występ w pucharach został zablokowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej (był to klub wojskowy) z obawy przed kompromitacją.
Ostatnim zespołem spoza polskiej ekstraklasy, który grał w pucharach, była Miedź Legnica w 1992 roku. Żeby pójść w jej ślady, Błękitni muszą obronić wynik 9 kwietnia w Poznaniu i wygrać finał na Stadionie Narodowym.
- Czekaliśmy na to w Stargardzie 70 lat, od powstania klubu. Powiedziałem to moim piłkarzom, by zrozumieli, co się dzieje, o co walczymy i jaka jest ranga tego wydarzenia - komentował trener Błękitnych Krzysztof Kapuściński. - Ten mecz był dla nas mistrzostwem świata, tak go traktowaliśmy. Najważniejsze wydarzenie w dziejach.
Lech, który niedawno ograł Legię, jest wiceliderem ekstraklasy i walczy o mistrzostwo kraju, w Stargardzie Szczecińskim, potraktował rywali z respektem. Wystawił przeciw grającemu dwie ligi niżej rywalowi najsilniejszy możliwy skład. Wszyscy na pokład, bo Puchar Polski też jest priorytetem. A kibice Błękitnych przed meczem mówili: - Może chociaż remis. A jeśli nawet nie, to trudno. I tak daleko zaszliśmy. W końcu może się okazać, że odpadniemy dopiero z przyszłym mistrzem Polski!
Kilkadziesiąt minut później nikt w Stargardzie nie mówił "Może choć remis", teraz krzyczano: "Jeszcze jeden!". Błękitni przegrywali 0:1 już po dziewięciu minutach, gdy gola strzelił Zaur Sadajew, a jednak potrafili zebrać się i pokonać wielkiego faworyta. - Mówiłem piłkarzom, aby dotrwali do przerwy. Wtedy wiatr albo ustanie, albo powieje nam w plecy. I wszystko będzie możliwe - komentował Kapuściński.
I Lech dostał od jego graczy po przerwie trzy bramki, a mogło się skończyć wyżej, bo Błękitni zmarnowali doskonałą okazję bramkową. Lechici nie za bardzo wiedzieli, co się dzieje, a Sadajewowi puściły nerwy - wyleciał z boiska z czerwoną kartką.
Na konferencji prasowej niemal skamieniały trener Lecha Maciej Skorża nie wiedział, jak wyjaśnić wydarzenia na boisku. Wspominał o braku na treningach zawodników, którzy wyjechali grać w reprezentacjach, o tym, że nic nie funkcjonowało w jego zespole. - Mogę wymyślać różne tłumaczenia, ale żadne nie ma znaczenia. Mieliśmy pokazać, że jesteśmy lepsi i nie zrobiliśmy tego - mówił z bladą twarzą. - Jestem sportowcem, a sportowiec nie poddaje się do samego końca.
Robert Gajda, najbardziej doświadczony piłkarz Błękitnych, który pamięta jeszcze czasy wycofania się zespołu z rozgrywek i głodowania z powodu braku wypłat, pokazuje SMS, który dostał od trenera Skorży. - Chce się ze mną spotkać zaraz po meczu, żeby omówić warunki przejścia do Lecha - opowiadał.
Drugoligowiec jest na dobrej drodze do tego, by awansować do finału. - Jak przejdziemy Lecha w rewanżu, przed nami już tylko Stadion Narodowy - padali sobie w ramiona kibice i szefowie Błękitnych.
A dalej? Dalej są europejskie puchary, w których nigdy nie grała drużyna z trzeciego poziomu rozgrywek w Polsce. W 1965 roku taką szansę mieli Czarni Żagań, sensacyjny finalista Pucharu Polski z ówczesnej trzeciej ligi (przegrali finał z Górnikiem Zabrze, mistrzem Polski). Ich występ w pucharach został zablokowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej (był to klub wojskowy) z obawy przed kompromitacją.
Ostatnim zespołem spoza polskiej ekstraklasy, który grał w pucharach, była Miedź Legnica w 1992 roku. Żeby pójść w jej ślady, Błękitni muszą obronić wynik 9 kwietnia w Poznaniu i wygrać finał na Stadionie Narodowym.
01.04.2015, godzina 16:30
Bramki:Pustelnik (54., 64.), Kosakiewicz (83.)Kartki:Kosakiewicz, Gajda, Ufnal - żółtaSkład:Ufnal - Wojtasiak (90. Kotłowski), Fadecki, Wawszczyk, Poczobut, Kosakiewicz, Pustelnik, Gutowski, Liśkiewicz, Wiśniewski (71. Baranowski), Gajda (82. Inczewski)
Bramki:Sadajew (9.)Kartki:Kamiński, Kadar, Sadajew - żółta; Sadajew - czerwona (za drugą żółtą)Skład:Burić - Douglas, Kadar, Kamiński, Ceesay (64. Kędziora), Arajuuri, Linetty (69. Drewniak), Pawłowski (79. Ubiparip), Kownacki, Formella, Sadajew
Nenhum comentário:
Postar um comentário