Dawid Janczyk nie jest już piłkarzem Piata Gliwice. Zawodnik sam poprosił o rozwiązanie kontraktu. Janczyk trafił do Gliwic w lipcu ubiegłego roku, a jego umowa miała obowiązywać do końca obecnego sezonu.
Dawid Janczyk, który w 2007 r. był gwiazdą reprezentacji Polski na mistrzostwach świata do lat 20, grał głównie w III-ligowych rezerwach Piasta; w pierwszym zespole wystąpił w pięciu meczach, strzelając w nich dwa gole.
To najgorszy z Lechów. Nikt tak nie marnował potencjału
Można było zakładać, że dzień po przegranej Lecha Poznań 1:3 z drugoligowymi Błękitnymi Stargard Szczeciński w półfinale Pucharu Polski, gdy emocje już opadną, a wszyscy prześpią się z myślą o tym, co się stało, na ową klęskę da się spojrzeć spokojniej. Tak jak na porażki Chelsea Londyn z trzecioligowym Bradford albo Manchesteru City z drugoligowym Middlesbrough w Pucharze Anglii. Nic z tego, nie da się. Gniew na Lecha nie mija, a wręcz rośnie, bo do wszystkich zaczyna docierać, jak bardzo nieracjonalna była ta porażka. Zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że nie mamy do czynienia z żadnych przypadkiem, ale czymś naprawdę poważnym.
Wydawać by się mogło, że trener Maciej Skorża, zbierający Lecha do kupy po porażce w europejskich pucharach z islandzkim zespołem Stjarnan, złożonym głównie ze studentów, nie będzie już robił takich numerów jak jego poprzednicy. Nie poprowadzi Lecha do kompromitujących klęsk ze znacznie niżej notowanymi rywalami. A już na pewno nie kilka dni po pokonaniu lidera ekstraklasy, Legii Warszawa. Też nic z tego, bo poprowadził.
Na przegraną z Błękitnymi nie można patrzeć jak na wpadkę. Nie występuje ona w oderwaniu od rzeczywistości, którą jest pasmo wstydu, jaki przynosi Lech Poznań swoim kibicom począwszy od 2011 roku. Już sam fakt, że od wejścia do Kolejorza holdingu Amica poznański Lech raz tylko został mistrzem Polski i raz zdobył Puchar Polski byłby zastanawiający, bo są to żadne osiągnięcia jak na klub z takim potencjałem. One jednak przynajmniej były. Od 2011 roku nie ma już nic.
Lech nie potknął się w Stargardzie, on się tam wyłożył jak długi. Po raz kolejny, bo leży co chwilę, czym plątonogi, który nie jest w stanie złapać kontaktu z ziemią i ze swoimi kibicami. Olimpia Grudziądz, Miedź Legnica, Żalgiris Wilno, Stjarnan, niedawno Zawisza Bydgoszcz (ostatni zespół w tabeli), teraz Błękitni - pasmo zdarzeń, które szargają dobre imię tego klubu, wystawiają go na pośmiewisko.
Ich natężnie i fakt, że nie ustają powoduje, iż należy uznać, że to nie potknięcia. Lech teraz po prostu taki jest. Wygrana z Legią Warszawa to dla niego wyjątek, a klęski jak ta w Stargardzie - regułą na zgubę kibiców, którym na tym klubie i jego barwach zależy.
Lech właśnie taki jest - pełen starannie wyszukanych w Europie i dobranych piłkarzy, którzy wolą wrzucać na instagrama pozowane fotki z kupionym właśnie w salonie mercedesem niż ze zdobytymi trofeami, albo popisują się tym jak szybko da się przejechać z Budapesztu do Poznania niż tym, jak szybko da się pokonać kolejnego rywala. Lech żurnałowy, świecący modą, fryzurą, lakierem samochodu. Lech, za którego świecić trzeba oczami.
Bywały w dziejach Kolejorza okresy bardzo złe, gdy spadał do drugiej, nawet trzeciej lidze, gdy przegrywał w przygnębiający sposób z Tłokami z małej wioski Gorzyce, albo nie był w stanie wyjść z własnej połowy podczas porażki 0:3 z Hetmanem Zamość, gdy opadał z Pucharu Polski z rywalami z trzeciej ligi. Wtedy jednak Lech walczył o przetrwanie, pozbawiony był perspektyw sięgających dalej niż pierwszy dzień kolejnego miesiąca i następny mecz. Nie miał warunków do tego, by odnosić sukcesy, a jednak mimo tego zdarzało mu się wiele osiągnąć (Puchar Polski 2004 roku, awans do europejskich pucharów 1999 roku, porażka dopiero rzutami karnymi z FC Barceloną w 1988 roku).
Obecny Lech ma bodaj największy potencjał finansowy i organizacyjny, jaki kiedykolwiek istniał w tym klubie. To wielkie możliwości walki o najwyższe trofea, o międzynarodowe sukcesy, czego namacalnym dowodem były występy Lecha w pucharach 2008-2010. Wtedy ten klub był zdolny do tego, by przynieść chlubę swoim barwom i tradycji.
Od 2011 roku regularnie się kompromituje. Naprawdę, proszę nie opowiadać o wicemistrzostwie Polski jako sukcesie, skoro za każdym razem oznacza to ustąpienie Legii Warszawa o wiele, wiele punktów. Prawda jest taka, że od czterech lat Kolejorz nie osiągnął niczego ważnego, za to zapisał w dziejach klubu karty tak czarne, jakich do tej pory nigdy nie było.
Dlatego twierdzę, że marnujący swój wielki potencjał i cierpliwość kibiców współczesny Lech jest najgorszym, jakiego mieliśmy. Nie da się już po prostu na niego patrzeć, nie da się go dalej znosić.
To czy Lech ostatecznie wyeliminuje Błękitnych, ma tu znaczenie o tyle drugorzędne, że kompromitacji, do jakiej doszło nikt już nie cofnie. Trzeba wysłuchać kibiców ze Stargardu Szczecińskiego, krzyczących do wielkich gwiazd Lecha „ty z siódemką, ty z piątką, nauczcie się grać!” czy też Tomasza Pustelnika, strzelca dwóch bramek, który całe swoje życie związał z barwami Błękitnych Stargard, oddał im serce, pot i płuca, by móc po takim zwycięstwie z Lechem powiedzieć „rywale z Poznania strzelili nam jedną bramkę, więc też mają jakiś plus”. On wie, jak to jest reprezentować barwy swojego klubu ze wszystkich sił, by potem być z tego dumnym, bo dla takiego Tomasza Pustelnika barwy Błękitnych są częścią jego życia.
Nawet jednak jeśli uznamy, że Lech ma jedynie piłkarzy najemnych, to także od nich należy wymagać determinacji w tym, co robią. Nie deklarowanej, ale faktycznej. W powieści „Ogniem i mieczem” Henryka Sienkiewicza jest scena, w której w oblężenie na Ukrainie trafia grupa szkockich najemników. Dostaje propozycję, by się poddać i dzięki temu ujść wolno.
- Nie możemy - odpowiadają Szkoci. - Jeżeli poddamy się choć raz, nikt więcej już nas nie zatrudni.
Piłkarze mogę rozegrać dowolnie wiele bardzo słabych meczów i nic. Dalej są zatrudniani.
Nie tak dawno apelowałem do Lecha, by nie zawracał nam głowy i zaprosił nas do oglądania siebie dopiero wtedy, gdy będzie na to gotowy. I prezes Lecha Poznań Karol Klimczak zgłosił gotowość. Zapowiedział, że nadchodzą w klubie zmiany, które mają doprowadzić wreszcie do sukcesów. Te zmiany na razie nie pozwoliły uniknąć kompromitacji szargającej dobre imię tego klubu.
Tak, to jest najgorszy Lech, jakiego pamiętam. Jedyny, który nie potrafi sobie z tym kompletnie poradzić. Albo to zrobi w trybie pilnym, najlepiej jeszcze w tym sezonie, albo już takim pozostanie. Jeżeli Kolejorz czegoś nie wygra w tym sezonie, będzie naprawdę źle. I nie chodzi o awans do pucharów. Musi być trofeum. Kropka.
Nenhum comentário:
Postar um comentário