31.05.2015, godzina 18:00
Skład:Gostomski, Kędziora, Arajuuri, Kamiński, Kadar, Trałka, Linetty, Kownacki, Hamalainen (Muhamed Keita 85.), Pawłowski (Kebba Ceesay 90.+1.), Sadajew (Darko Jevtić 65.)RezerwowiKotorowski, Holman, Sutchuin-Djoum, Keita, Jevtić, Ceesay, Wilusz
Skład:Kudła, Nunes, Murawski, Golla, Frączczak, Matras, Murawski (Marcin Listkowski 77.), Danielak (Kamil Wojtkowski 63.), Akahoshi, Walski (Dominik Kun 46.), ZwolińskiRezerwowiJanukiewicz, Janota, Rogalski, Listkowski, Kun, Wojtkowski, Kames
Obie połowy meczu Lecha Poznań z Pogonią Szczecin były emocjonujące, ale obie z innych powodów. "Kolejorz" strzelił Pogoni gola do szatni i wygraną utrzymał do końca, przyprawiając kibiców niemal o atak serca.
W chwili, gdy kibice Lecha Poznań przylgnęli w tłoku do szyb tramwajów jadących na stadion,Legia Warszawa wygrywała z Wisłą Kraków 1:0. To oznaczało, że Lech musi odpowiedzieć i to najlepiej priorytetem.
Taki był plan, gdy "Kolejorz" wyszedł na Pogoń Szczecin z planem zrobienia jej wiru w głowie samą tylko wymianą podań w szybkim tempie, od nóżki do nóżki. Ten wir w głowie mógłby wtedy pomóc zapomnieć o tym, że od siedmiu lat nie udało się pokonać Pogoni w Poznaniu. W tym czasie remisy z nią niemal spowszedniały.
Taki był plan, gdy "Kolejorz" wyszedł na Pogoń Szczecin z planem zrobienia jej wiru w głowie samą tylko wymianą podań w szybkim tempie, od nóżki do nóżki. Ten wir w głowie mógłby wtedy pomóc zapomnieć o tym, że od siedmiu lat nie udało się pokonać Pogoni w Poznaniu. W tym czasie remisy z nią niemal spowszedniały.
Tym razem jednak remis nie wchodził w grę.
Lech Poznań zaczął więc mecz w szybkim tempie, a w roli prowadzącego szarżę Mad Maxa wystąpił Zaur Sadajew. Tak jak zaczyna on osiągać rzeczywiście mistrzowski poziom w odgrywaniu piłki do kolegów, tak utrzymał stały poziom w marnowaniu okazji bramkowych. W pierwszej połowie nie trafił do bramki, choć droga do niej była otwarta. Chwilami bowiem Lech wjeżdżał w pole karne Pogoni niczym tir bez hamulców. Zaur Sadajew próbował nawet strzału nożycami, dzięki czemu szybko awansował w memach do roli Zaura Nożyconogiego.
Czeczeniec miał do pomocy Łukasza Trałkę - jeśli on był w meczu Mad Maxem, to pomocnik Lecha niewątpliwie ogoloną na krótko Charlize Theron. Łukasz Trałka podkręcał licznik piłek odebranych przeciwnikowi, wydłubanych własnymi nogami z jego nóg, wykopanych spomiędzy kostek, wyhaczonych jakimś ruchem nogi. "Kolejorz" potrafił w imponujący sposób przewidywać zagrania Pogoni, wyprzedzać ją, wyrastać jej spod murawy jak duch w horrorze, odbierać piłkę i... kombinować co dalej. Z tym kłopot był największy, bo brakowało w meczu pauzującego za kartki Barry'ego Douglasa. Brakowało jego wrzutek.
Brakowało wrzutek w ogóle.
Doszło do tego, że Szymona Pawłowskiego po kolejnym kiepsko bitym rogu zmienił Tomasz Kędziora. Nikt na stadionie nie miał jednak wątpliwości, że gdyby choć kilka z tych dośrodkowań było lepszych, Lech objąłby prowadzenie.
Nie obejmował jednak, a Pogoń Szczecin odgryzła mu się dwukrotnie. Rafał Murawski posłał piłkę nad poprzeczkę, za to Ricardo Nunes zmusił bramkarza Macieja Gostomskiego do udowodnienia, że jest gotowy zagrać także w drugiej części niesamowitych przygód Batmana. Pierwsza była tydzień temu, w Gdańsku, gdy Maciej Gostomski wykonał lot straceńca w stronę piłki, która dzięki temu nie wpadła do bramki i nie odebrała Lechowi punktów. Teraz Maciej Gostomski raz jeszcze musiał ratować mieszkańców Gotham City, czekających na upragniony tytuł.
Komentatorom brakuje dobrego synonimu na "gol do szatni", ale gol dla Lecha rzeczywiście nim był. Po akcji Zaura Sadajewa i odegraniu Szymona Pawłowskiego piłkę do siatki wbił Karol Linetty, kolejny władca Śródziemia w tym meczu. Młody lechita zgarniał wszystko, co znalazło się promieniu jego rażenia, nie miał litości nad dawnym liderem drugiej linii "Kolejorza", a dzisiaj gracza Pogoni Rafała Murawskiego, swego piłkarskiego taty. "Karolku, proszę natychmiast oddać piłkę tatusiowi! I przeprosić!" - mógłby powiedzieć Rafał Murawski, gdyby była to "Seksmisja".
Lech drzwi do szatni mógł otwierać wypiętą klatką piersiową. Prowadził.
Po przerwie Karol Linetty dalej odbierał rywalom piłkę, Łukasz Trałka wciąż wkraczał do akcji bez zbędnego pardon, a Zaur Sadajew nadal marnował okazje. Zaczęły się też harce Pogoni Szczecin, które groziły Lechowi katastrofą - remisem.
Poznaniacy byli zagrożeni, ale grali ambitnie i z wolą zwycięstwa, choć momentami tracili rezon i wówczas spotkanie zamieniało się w pojedynek Paulus Arajuuri kontra reszta świata. Zgromadzeni na stadionie ludzie (27 538) wstawali, klaskali, krzyczeli, emocjonowali się, bo było czym. Lech się bronił, bramka dla Pogoni wisiała w powietrzu, a kibice wznosili zagrzewające okrzyki w stylu filmu "300".
Lech Poznań zaczął więc mecz w szybkim tempie, a w roli prowadzącego szarżę Mad Maxa wystąpił Zaur Sadajew. Tak jak zaczyna on osiągać rzeczywiście mistrzowski poziom w odgrywaniu piłki do kolegów, tak utrzymał stały poziom w marnowaniu okazji bramkowych. W pierwszej połowie nie trafił do bramki, choć droga do niej była otwarta. Chwilami bowiem Lech wjeżdżał w pole karne Pogoni niczym tir bez hamulców. Zaur Sadajew próbował nawet strzału nożycami, dzięki czemu szybko awansował w memach do roli Zaura Nożyconogiego.
Czeczeniec miał do pomocy Łukasza Trałkę - jeśli on był w meczu Mad Maxem, to pomocnik Lecha niewątpliwie ogoloną na krótko Charlize Theron. Łukasz Trałka podkręcał licznik piłek odebranych przeciwnikowi, wydłubanych własnymi nogami z jego nóg, wykopanych spomiędzy kostek, wyhaczonych jakimś ruchem nogi. "Kolejorz" potrafił w imponujący sposób przewidywać zagrania Pogoni, wyprzedzać ją, wyrastać jej spod murawy jak duch w horrorze, odbierać piłkę i... kombinować co dalej. Z tym kłopot był największy, bo brakowało w meczu pauzującego za kartki Barry'ego Douglasa. Brakowało jego wrzutek.
Brakowało wrzutek w ogóle.
Doszło do tego, że Szymona Pawłowskiego po kolejnym kiepsko bitym rogu zmienił Tomasz Kędziora. Nikt na stadionie nie miał jednak wątpliwości, że gdyby choć kilka z tych dośrodkowań było lepszych, Lech objąłby prowadzenie.
Nie obejmował jednak, a Pogoń Szczecin odgryzła mu się dwukrotnie. Rafał Murawski posłał piłkę nad poprzeczkę, za to Ricardo Nunes zmusił bramkarza Macieja Gostomskiego do udowodnienia, że jest gotowy zagrać także w drugiej części niesamowitych przygód Batmana. Pierwsza była tydzień temu, w Gdańsku, gdy Maciej Gostomski wykonał lot straceńca w stronę piłki, która dzięki temu nie wpadła do bramki i nie odebrała Lechowi punktów. Teraz Maciej Gostomski raz jeszcze musiał ratować mieszkańców Gotham City, czekających na upragniony tytuł.
Komentatorom brakuje dobrego synonimu na "gol do szatni", ale gol dla Lecha rzeczywiście nim był. Po akcji Zaura Sadajewa i odegraniu Szymona Pawłowskiego piłkę do siatki wbił Karol Linetty, kolejny władca Śródziemia w tym meczu. Młody lechita zgarniał wszystko, co znalazło się promieniu jego rażenia, nie miał litości nad dawnym liderem drugiej linii "Kolejorza", a dzisiaj gracza Pogoni Rafała Murawskiego, swego piłkarskiego taty. "Karolku, proszę natychmiast oddać piłkę tatusiowi! I przeprosić!" - mógłby powiedzieć Rafał Murawski, gdyby była to "Seksmisja".
Lech drzwi do szatni mógł otwierać wypiętą klatką piersiową. Prowadził.
Po przerwie Karol Linetty dalej odbierał rywalom piłkę, Łukasz Trałka wciąż wkraczał do akcji bez zbędnego pardon, a Zaur Sadajew nadal marnował okazje. Zaczęły się też harce Pogoni Szczecin, które groziły Lechowi katastrofą - remisem.
Poznaniacy byli zagrożeni, ale grali ambitnie i z wolą zwycięstwa, choć momentami tracili rezon i wówczas spotkanie zamieniało się w pojedynek Paulus Arajuuri kontra reszta świata. Zgromadzeni na stadionie ludzie (27 538) wstawali, klaskali, krzyczeli, emocjonowali się, bo było czym. Lech się bronił, bramka dla Pogoni wisiała w powietrzu, a kibice wznosili zagrzewające okrzyki w stylu filmu "300".
Statystyki meczu (*Aktualizowane około 10min po meczu)
Posiadanie piłki
1. POŁOWA
2. POŁOWA
KONIEC MECZU
Nenhum comentário:
Postar um comentário